ZAMASKOWANA ŚRODA Z SINGASHOP.PL | INNISFREE IT'S REAL SQUEEZE MASK ROSE


Mam przyjemność pisać tego posta spoglądając na przepiękny bieszczadzki krajobraz. Jestem absolutnie zauroczona i natchniona tym niesamowitym widokiem. Jeśli zastanawiacie się nad miejscem w Polsce, gdzie warto spędzić kilka dni, serdecznie polecam Wam właśnie Bieszczady, a konkretniej - Jezioro Solińskie. Jedno z piękniejszych miejsc, które do tej pory udało mi się zobaczyć. Podczas tego wyjazdu naskrobałam dla Was kilka nowych wpisów, ale dziś zapraszam na recenzję Innisfree It's Real Squeeze Mask Rose.


Klimatyzacja w samochodzie i lekkie przeziębienie widocznie odbiły się na stanie mojej skóry. Była przesuszona oraz nabrała ziemistego i matowego wyglądu - zdecydowanie błagała mnie, bym sprawiła jej coś ekstra. Po podróży nic nie działa na mnie lepiej jak maska w płachcie, więc na wyjazd zabrałam kilka tych marki Innisfree. Wybór szybko padł na wersję Rose, która ma regenerować, zapewnić rozświetlenie i wygładzenie cery, czyli to, czego akurat bardzo potrzebowałam. Jeśli czytaliście poprzednie posty Zamaskowanej Środy, to doskonale wiecie, że opakowania masek Innisfree zdecydowanie należą do moich ulubionych. Czytając Wasze komentarze wnioskuję, że nie tylko mnie uracza ten delikatny, harmonijny, bliski naturze design :) 


Wiedząc, jak dobre działanie na moją skórę ma róża - czy to stulistna, czy demesceńska - postanowiłam wykonać mini-rytuał z nią w roli głównej. Oczyściłam twarz płynem micelarnym z różanej serii Bielendy, spryskałam ją wodą różaną i wmasowałam odrobinę olejku różanego - również z Bielendy. Na tak przygotowaną skórę nałożyłam maskę i przez 30 minut myślami przeniosłam się do pięknego i mistycznego rosarium. Zapach maski jest bardzo delikatny, naturalny, świeży i odprężający. Czułam się wyjątkowo zrelaksowana, za co po kilku godzinnej podróży byłam wyjątkowo wdzięczna.


Esencja jest rzadka i lejąca, co starałam się uchwycić na zdjęciu powyżej. Wodne esencje, które spośród trzech typów są tymi najlżejszymi, bardzo szybko się wchłaniają i nie zostawiają na skórze lepiącego filmu. Płachta składa się z trzech warstw wykonanych z syntetycznego jedwabiu, co nadaje jej wytrzymałość, ale i odpowiednią elastyczność. 


Składnikiem gwiazdą tej maski jest olej z róży stulistnej, który plasuje się na siódmym miejscu w składzie. Sam w sobie przyzwoicie nawilża, rozświetla, a oprócz tego jest również bardzo dobrym antyoksydantem. Buszując nieco dalej w składzie doszukamy się rownież wielu roślinnych ekstraktów, które pojawiają się w każdej masce z serii It's Real Squeeze. Marka Innisfree stawia przede wszystkim na wykorzystanie dóbr roślinności z wyspy Jeju (Korea Południowa), co w swoich kosmetykach zawierają pod nazwą Jeju complex. Jest to koktajl ekstraktów z zielonej herbaty, mandarynki, kaktusa, kamelii japońskiej i orichidei. Mikstura ma działanie oczyszczające, przeciwzapalne i antyoksydacyjne. Oprócz tego, co wymieniłam kilka linijek wyżej, maska posiada typowe składniki takie jak woda, gliceryna, betaina czy sól potasowa kwasu hialuronowego, czyli podstawowa mieszanka nawilżająca, którą możemy znaleźć w większości masek w płachcie.


Przechodząc stricte do jej działania - maska przywróciła moją cerę do życia. Odzyskała promienność, dobry poziom nawilżenia, w dotyka była miękka i gładka. Mimo, że trzymałam maskę dłużej niż zalecał producent, nie spowodowała podrażnień. Esencja została wchłonięta całkowicie i nie pozostawiła lepkiej warstwy na skórze, co czyni tą maskę idealną do użycia rano czy przed większym wyjściem. Moja skóra wypoczęła i nabrała zdrowego, rozświetlonego wyglądu. 


Mogę śmiało również wyróżnić wersję różaną pod względem działania rozswietlającego, na tle reszty przetestowanych przeze mnie masek Innisfree. W tej, efekt promiennej skóry był najlepiej zauważalny. Przede mną jeszcze dwie maski z tej serii: ogórek i granat, ale już mogę powiedzieć, że do Rose na pewno będę wracać. Jak pisałam, będzie świetna jako maska bankietowa, ponieważ ekspresowo potrafi poprawić wizualny wygląd naszej skóry, a przy tym dobrze ją nawilżyć i zregenerować. Maska kosztuje 12 zł i możecie dostać ją w sklepie internetowym SingaShop.

Znalezione obrazy dla zapytania singashop

10 komentarzy:

  1. Mi również podoba się opakowanie tego produktu :D Super, że na dodatek maska daje efekty :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Innisfree potrafi zadbać, aby produkty cieszyły też oko :D

      Usuń
  2. Chętnie bym spróbowała :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Magiczny post, no naprawdę fantastyczny! <3
    Zapraszam do mnie, może wspólna obserwacja? :)

    veronicalucy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. I've been surfing on-line greater than 3 hours lately, yet I never
    found any interesting article like yours. It is beautiful price enough for me.
    In my opinion, if all site owners and bloggers made excellent content
    as you probably did, the internet will likely be much more helpful than ever before.

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny post kochana uwielbiam takie wpisy, co do róży ma ona naprawdę świetne własciwości ja często też robię z niej kosmetyki własnej roboty jak np. płyn micelarny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Płyn micelarny? Słyszałam tylko o wodzie różanej! Znajdę u Ciebie instrukcję DIY?

      Usuń
  6. Uwielbiam różane kosmetyki <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja kiedyś nie przepadałam za zapachem, a teraz jestem w nim zakochana!

      Usuń
  7. I am really inspired with your writing abilities as smartly
    as with the structure in your weblog. Is that this a paid topic or
    did you modify it yourself? Anyway stay up the excellent quality writing, it is uncommon to peer a nice weblog
    like this one these days..

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 LAOLAMIKU , Blogger