ZAMASKOWANA ŚRODA | CLOCHEE NAWILŻAJĄCA MASKA Z GLINKĄ CZERWONĄ

ZAMASKOWANA ŚRODA | CLOCHEE NAWILŻAJĄCA MASKA Z GLINKĄ CZERWONĄ


Maskę Clochee miałam okazję wypróbować dzięki pudełku CuteBox, w którego marcowej edycji znalazłam to niepozorne maleństwo. Jest to właściwie moja pierwsza styczność z Clochee, mimo tego, że z chęcią wpieram polskie firmy kosmetyczne i często sięgam po ich produkty. Po zastosowaniu maski, która będzie tematem dzisiejszej Zamaskowanej Środy, w trymiga nadrobiłam zaległości i zapoznałam się z ofertą, filozofią, jak i misją marki. Wszystkiego możecie się dowiedzieć na ich stronie clochee.com. Zdradzę tylko, że "omnia subiecta sunt naturae"... Jeśli znacie jakiś ich kosmetyk godny polecenia, to koniecznie podzielcie się tym ze mną w komentarzach!


Jak wspominałam, maskę otrzymałam w pudełku CuteBox, więc nie miałam wpływu na jej rodzaj. Los mi jednak sprzyja i trafiłam na wersję dokładnie taką, na jaką po cichu liczyłam - nawilżającą z czerwoną glinką. Clochee w ofercie ma jeszcze maseczkę detoksującą z glinką białą oraz oczyszczającą z glinką zieloną. Oba rodzaje męczyłam niemiłosiernie, kiedy walczyłam z nadmiernym przetłuszczaniem się mojej skóry, więc szczerze powiedziawszy, na czerwoną nawet nie spoglądałam. Dzisiaj w końcu mogę ją przetestować w formie gotowej maseczki - polubiłyśmy się?


Saszetkę z produktem mamy przedzieloną na pół tak, aby starczyła na dwie aplikacje (2 razy po 6ml). Producent w sposobie użycia zaznacza, aby pokryć twarz i szyję grubą warstwą maski. Jednak z przykrością muszę stwierdzić, że 6ml nie pozwala na jej dokładne rozprowadzenie bez prześwitów na twarzy, a co dopiero na szyi. Musiałabym zużyć obie saszetki, czego nie chciałam robić przy masce za 17 zł... Odczekałam zalecane 15 minut i zmyłam ją letnią wodą. To, co zauważyłam od razu, to napięcie skóry (nie mylić z ściągnięcięm!), któremu towarzyszyło bardzo dobre nawilżenie! Skóra była miękka w dotyku, co na pewno po części można zawdzięczać ekstraktowi z lnu, który ma działanie odżywiające, wygładzające i rozświetlające. Maska zawiera również ekstrakt z jabłka, którego osobiście używam w swoich domowych preparatach na przebarwienia, gdyż pobudza on odnowę naskórka i jest dobrym przeciwutleniaczem.


Ze względu na glinkę czerwoną produkt ten zaleca się posiadaczom skóry wrażliwiej i naczyniowej, jak i tym borykającymi się z trądzikiem różowatym. Moja cera ma skłonności do czerwienienia się na policzkach i tym też reaguje przy drażliwych kosmetykach, wyższych temperaturach czy pocieraniu. Maska Clochee żadnej krzywdy mi nie zrobiła, uspokoiła niewielkie zaczerwienienia, głównie napięła i nawilżyła skórę. Ze względu na cenę 17 zł i fakt, że używam już ekstraktu z jabłka w swoim serum, raczej jednak do niej nie wrócę. Czuję się za to zachęcona do zakupu czystej czerwonej glinki i zobaczeniu, czy przy regularnym stosowaniu będzie zapobiegać ona rozszerzaniu się moich naczynek krwionośnych.

Używacie masek z glinkami, czy stosujecie je solo? Jakie efekty widzicie u siebie przy regularnym używaniu?



ZAMASKOWANA ŚRODA | ELIZAVECCA MILKY PIGGY CARBONATED BUBBLE CLAY MASK

ZAMASKOWANA ŚRODA | ELIZAVECCA MILKY PIGGY CARBONATED BUBBLE CLAY MASK


Dzisiaj odejdziemy na chwilę od testowania masek w płachcie, ponieważ po raz pierwszy bohaterem Zamaskowanej Środy będzie klasyczna maska do późniejszego zmycia :) Jak mogliście zobaczyć w poście Haul z Jolse, niedawno zakupiłam najpopularniejszą maskę koreańskiej marki Elizavecca. Na pewno słyszeliście już o Milky Piggy Carbonated Bubble Clay Mask, która zasłynęła dzięki swojej bąbelkującej formule. Muszę przyznać, że to najzabawniejszy kosmetyk pielęgnacyjny, jaki przyszło mi testować. Ciekawi mojej recenzji? Zapraszam do czytania :)


Z nazwy Carbonated Bubble Clay Mask możemy dowiedzieć się paru najważniejszych informacji o tej masce. Producent opisując ją przymiotnikiem carbonated zaznacza, że w składzie znajdziemy między innymi węgiel drzewny, który zmniejsza widoczność porów oraz absorbuje nadmierną ilość ludzkiego sebum. W masce znajdziemy także białą glinkę, która doskonale matuje i ściąga skórę, a regularne jej stosowanie oczyszcza, wygładza i wyrównuje koloryt. W składzie doszukamy się również kolagenu i ekstraktów z zielonej herbaty, które działają przeciwzapalnie oraz hamują procesy starzenia się skóry. Rozszyfrujmy jeszcze pojęcie bubble, które określa po prostu to, co dzieje się z produktem po nałożeniu na twarz. Po kilku minutach zaczyna on bąbelkować i pienić się, co skutkuje przezabawnym wyglądem utuczonej świnki. Podzieliłabym się z Wami zdjęciem, jak wyglądałam, jednak obawiam się, że spowodowałabym niekończącą się salwę śmiechu :)


Samo opakowanie wykonane jest z mocnego plastiku i posiada dodatkowe zabezpieczenie, aby nie doprowadzić do aktywowania produktu wewnątrz pojemnika. Jak przystało na maski z zawartością glinki, konsystencja jest dość klejąca i konkretna, przez co do jej nakładania niezbędna okazuje się być szpatułka dołączona do produktu. Mimo starań ekspresowego nałożenia maski, zewnętrzna warstwa w opakowaniu zaczęła już delikatnie się pienić, więc radzę się zbytnio nie ociągać :)


Maskę nakładam na całą całą twarz, pomijając okolice oczu. Już po chwili całość zaczyna puchnąć i w takiej formie trzymam ją jeszcze 4-5 minut. Tak jak zaleca producent, po tym czasie wykonuję masaż twarzy przez około jedną minutę i pozostałość spłukuję letnią wodą. Wiadomo, że glinki należą do tych najuporczywszych w domywaniu, więc pomagam sobie bawełnianym ręczniczkiem namoczonym w letniej wodzie.


Przechodzę już do najważniejszego akapitu, czyli do efektów, jakie przynosi stosowanie maski Elizavecca. To co można odczuć od razu, to komfortowe napięcie skóry bez jej podrażnienia, a wręcz mogę napisać, że wszelkie zaczerwienienia są dostrzegalnie zniwelowane. Pory są oczyszczone, a po kilku zastosowaniach została zmniejszona ich widoczność. Nie mogę wyrazić pełnej opinii na temat wyrównywania kolorytu skóry przez ten produkt, ponieważ użyłam go na razie kilka razy. Jednak podczas stosowania tej maski dwa razy w tygodniu, po niedoskonałościach, które pojawiły się w tym czasie, nie został nawet najmniejszy ślad. Nie jest to zapewne zasługa jedynie tej maski, ale i innych kosmetyków, które stosuje.


Najważniejszym dla mnie pytaniem jest, czy po tym produkcie zauważyłam, by moja skóra produkowała mniej sebum (od odpowiedzi na te pytanie zależy, czy uznam, że ta maska sprawdza się u mnie). Z wielką satysfakcją mogę podsumować, że ten kosmetyk marki Elizavecca głęboko oczyszcza, nie podrażnia i przy regularnym stosowaniu faktycznie zmniejsza produkowanie sebum. Dodatkowo zminimalizował zaskórniki na nosie, które, w moim przypadku, są bardzo trudne do pozbycia. Na tą chwilę używam Carbonated Bubble Clay Mask na zmianę z dziegciową maską Banii Agafii i taki duet sprawdza się u mnie perfekcyjnie. W Polsce maskę w cenie 60 zł możecie kupić na stronie singashop.pl, jednak ja, jak wspominałam, swoją zamówiłam na Jolse za około 35 zł.


Co powiecie na taką nietypową formułę maski? Skusilibyście się? :)









ULUBIEŃCY | TOP 5: POPULARNE ZAGRANICZNE KANAŁY BEAUTY

ULUBIEŃCY | TOP 5: POPULARNE ZAGRANICZNE KANAŁY BEAUTY

YouTube jest niewątpliwie przeogromną skarbnicą wiedzy i inspiracji dla wszystkich pasjonatów makijażu. Znajdziemy tam wszystko, poczynając od tutoriali na idealne brwi, przez swatche i pierwsze wrażenia, aż po niemal mistrzowskie charakteryzacje. Każdy z nas ma również swoje ulubione kanały, zarówno te bardzo popularne, jak i niszowe. Dzisiaj pokażę Wam pięciu moich faworytów, jednak warunkiem było minimum milion subskrypcji. Dlaczego? Szykuję więcej takich postów, więc musiałam je po prostu podzielić na kategorie. Zbyt wielu oglądam, by zmieścić ich w jednym TOP 5 :) Jesteście ciekawi kogo wyróżniłam w swoim zestawieniu?

ULUBIEŃCY | TOP 5: POPULARNE ZAGRANICZNE KANAŁY BEAUTY



#1 JEFFREE STAR

Trudno będzie mi uwierzyć, że nigdy nie trafiliście na kanał, który prowadzi Jeffree. Nawet jeśli nie oglądacie zagranicznych kanałów beauty, myślę, że na pewno słyszeliście o marce Jeffree Star Cosmetics, ich słynnych płynnych pomadkach Velour Liquid Lipstick czy rozświetlaczach SkinFrost. Jeffree jest ekscentryczny, trudno temu zaprzeczyć - znajdzie tylu swoich wielbicieli, jak i przeciwników. Osobiście uwielbiam go oglądać. Jest szczery, wyluzowany, a przy tym bardzo utalentowany. Na jego kanale nie znajdziecie przeciętnych makijaży, tylko niemal dzieła sztuki, gdzie płótnem jest (zazwyczaj) twarz, a także testy kosmetyków - zazwyczaj tych z wyższej półki cenowej.

 

#2 TATI

Tati Westbrook, która znana jest również jako GlamLifeGuru, jest nie tylko youtuberką, ale i znaną makijażystką i stylistką w Hollywood. Jak dla mnie jest jedną z najbardziej wiarygodnych i kompetentnych beauty vlogerek, które oglądam. Na jej kanale nie znajdziecie wielu tutoriali makijażowych, Tati skupia się bardziej na testach i recenzjach poszczególnych produktów. Możecie zobaczyć na przykład jak wygląda maska z koronki za 300$ czy róż za 150$. Nie przejdziecie obojętnie obok tytułów niektórych z filmów... :)



#3 DESI PERKINS

Desi Perkins możecie głównie kojarzyć z filmów, w których inspiruje się makijażami sławnych celebrytów czy piosenkarzy, przy tym bardzo się do nich upodabniając. Odtworzyła już kreacje Kylie Jenner, Jennifer Lopez, Taylor Swift czy Seleny Quintanilla (filmik z tą transformacją wrzucam Wam poniżej). Poza tym tworzy na swoim kanale przecudowne makijaże, nagrane w profesjonalny i przejrzysty sposób. Polecam zobaczyć również pomysły Desi na halloweenowe charakteryzacje. Jest się czym inspirować!


#4 KATHLEENLIGHTS

Jeden z pierwszych kanałów beauty, który pochłonął mnie bez reszty. Jestem absolutnie zakochana w osobie Kathleen - niesamowicie ujmująca, dziewczęca, zabawna, energiczna. Na jej kanale (prócz tutoriali makijażowych, których jest naprawdę ogromna ilość) znajdziecie ulubieńców i rozczarowania miesiąca, prezentacje nowości czy openboxy pudełeczek subskrypcyjnych. Duża różnorodność przy zachowaniu bardzo wysokiej jakości każdego publikowanego przez nią materiału. Współpracuje m.in. z ColourPop, MakeUp Geek, Morphe.


#5 JASMINE BROWN

Moje niedawne odkrycie, czyli przepiękna Jasmine Brown. Patrząc na nią trudno się dziwić, że jest również modelką w LA Models. Na jej kanale znajdziecie oczywiście dużo tutoriali makijażowych, first impressions czy get ready with me (kto nie kocha takich filmów...). Jednak Jasmine swoją popularność zawdzięcza głównie materiałom dotyczących jej włosów, które trzeba przyznać - robią niesamowite wrażenie. Prócz filmu, który zostawiam Wam poniżej, zerknijcie również na tutorial makijażu paletką Burgundy Palette od Kylie.




To już wszyscy, którzy mieli pojawić się w dzisiejszym zestawieniu. Koniecznie dajcie znać czy słyszeliście o kimś po raz pierwszy, a może kogoś oglądacie regularnie i też bardzo sobie cenicie? Zachęcam do komentowania, zdradźcie mi, kim jest Wasz beauty guru :)




ZAMASKOWANA ŚRODA | GARNIER MOISTURE+ AQUA BOMB SUPER NAWILŻENIE I WYGŁADZENIE

ZAMASKOWANA ŚRODA | GARNIER MOISTURE+ AQUA BOMB SUPER NAWILŻENIE I WYGŁADZENIE

Dzisiaj moja pierwsza styczność z maską w płachcie, która nie jest produktem koreańskim! Mam tutaj na myśli nowość Garniera, czyli Moisture+ Aqua Bomb w wersji z ekstraktem z granatu, kwasem hialuronowym i serum nawilżającym. Kupiłam ją jeszcze, kiedy po raz pierwszy pojawiła się w Niemczech, czyli już jakiś czas temu. Zwlekałam nieco z jej użyciem, bo ciekawsze propozycje miałam w swoich zasobach, a i z kosmetykami Garnier nie zawsze się lubiłam... Przyszedł jednak i jej czas, więc zapraszam do czytania :)




Płachtę nakładamy na twarz białą stroną do wewnątrz, po czym zdejmujemy niebieską warstwę ochronną. Ta, moim zdaniem, ze względu na swoją sztywniejszą strukturę, ułatwia rozłożenie maski bez obaw o jej roztarganie, ale w jej nałożeniu raczej nie jest pomocna... Dla mnie ta dodatkowa warstwa jest całkowicie zbędna - wiadomo przecież, że materiał z jakiego robione są płachty, jest delikatny i należy obchodzić się z nim ostrożnie. Maskę trzymałam na twarzy 20 minut po jej wcześniejszym oczyszczeniu i tonizowaniu - moją rutynę znacie.


Wariant AQUA BOMB Super Nawilżenie i Wygładzenie dla skóry odwodnionej jest jednym z trzech dostępnych (dwa pozostałe to kojąca COMFORT i odświeżająca FRESHNESS). Przyznam się, że dałam się skusić na wypróbowanie przez hasło Hydra Bomb, oczekując przy tym powalającego efektu nawilżenia. Z takim się jednak nie spotkałam, choć zapowiadało się całkiem dobrze. Esencja, którą obficie nasączona jest płachta, jest konsystencji śliskiej i żelowej. Teraz żałuję, że nie włożyłam maski przed użyciem na kilkanaście minut do lodówki (jeśli tego nie próbowaliście, koniecznie spróbujcie!). Żelowy typ esencji po schłodzeniu świetnie odświeża i ożywia skórę.


Przechodząc do efektów - 24 godzinne uczucie nawilżenia, jakie obiecuje producent, na pewno nie będzie miało miejsca w moim przypadku. Mojej skórze bardzo długo zajęło wchłonięcie esencji, mimo, że normalnie nie ma z tym najmniejszego problemu. Dodatkowo maska pozostawiła na niej niekomfortową lepką warstwę, którą czuło się przy każdym ruchu twarzy. Producent mówi o produkcie, że jest ekwiwalentem tygodnia nawilżania w zaledwie 15 minut - moim zdaniem, to bardzo przesadzone stwierdzenie. Pozornie nawilżona skóra, która nieco lepiej prezentuje się wizualnie i jest odrobinę gładsza (ale wciąż lepka...) to wszystko, co zaobserwowałam.



Jej cena regularna to 8.99 zł, a aktualnie na promocji w Rossmannie za 6.99 zł. Za taką sumę mogę mieć porządną azjatycką maskę. Na pewno nie skuszę się na wypróbowanie innych wersji masek marki Garnier. Jeżeli ktoś z Was testował i był zadowolony, jest przekonujący i podaje racjonalne argumenty, zapraszam do dyskusji w komentarzach i ewentualnego przekonania mnie do spróbowania czegoś innego... :)  

TO MOŻE CIĘ ZAINTERESOWAĆ:



HAUL Z JOLSE | KOREAŃSKA PIELĘGNACJA

HAUL Z JOLSE | KOREAŃSKA PIELĘGNACJA

Małymi kroczkami wdrażam się w koreańską pielęgnację. Kiedyś chciałabym całkowicie się na nią przerzucić, ale zużycie kosmetycznych zapasów, które posiadam, jeszcze niestety trochę mi zajmie. Póki co zaopatruję się jedynie w koreańskie maseczki, gdyż zużywam je w takim tempie, że ich zapas jest akurat wskazany :)


W dzisiejszym haul'u pokażę Wam kosmetyki, które zamówiłam z koreańskiej drogerii internetowej Jolse. Mają tam najlepsze ceny, a do tego progi, po których przekroczeniu dostajemy np. darmową maskę w płachcie czy krem do rąk. Wysyłka paczką nierejestrowaną jest zawsze darmowa, a jeśli chcemy otrzymać numer śledzenia to kosztuje to nas 2,5$ (lub nic, jeśli wartość zamówienia wynosi ponad 40$). Wybór jest tak szeroki i różnorodny, że trudno jest się zdecydować jedynie na kilka rzeczy. Ja jednak ograniczam swoje zamówienia do około 40$, aby uniknąć płacenia podatku VAT. W dodatku Jolse zamówienia oscylujące w okolicach tej kwoty oznacza jako "GIFT", co oznacza, że oclenie takiej paczki graniczy z cudem. Co takiego wrzuciłam więc do wirtualnego koszyka?


ZESTAW MASEK TONY MOLY I'M REAL MASK SHEET |
Maski Tony Moly są dostępne u nas w Sephora, bez problemu mogłabym zajść do najbliższej i kupić cały ich set. Czemu więc kłopotałam się z tym, aby zamawiać je aż z Korei? U nas w Polsce przeraża mnie ich cena - 19 zł za sztukę. Rodzajów mamy jedenaście, więc łatwo policzyć, że w Sephora za cały zestaw tych masek zapłaciłabym 209 zł! Na Jolse wyniosły mnie one 11 dolarów z centami, czyli ponad czterokrotnie mniej :) Wszystkich możecie się spodziewać w najbliższym czasie w cyklu Zamaskowana Środa. Sama nie potrafię się doczekać, aż zapoznam się z każdą z tych masek Tony Moly - najbardziej ciekawi mnie wersja Red Wine i Tomato :)


ELIZAVECCA MILKY PIGGY CARBONATED BUBBLE CLAY MASK |
Coś dla mnie zupełnie nowego, czyli maska, która po pewnym czasie zaczyna bąbelkować nam na twarzy dogłębnie ją przy tym oczyszczając. Wybrałam tą marki Elizavecca, gdyż wydaje mi się, że to właśnie oni zapoczątkowali bąblujące maski i to Milky Piggy cieszy się obecnie największą sławą. Zapłaciłam za nią niecałe dziewięć dolarów, czyli trochę ponad 35 zł. Znów nieco zaoszczędziłam, gdyż na polskich stronach widziałam ją za około 60 zł. Mam nadzieję, że ta maska faktycznie będzie dobrze oczyszczać i minimalizować widoczność porów, bo ostatnio to z nimi mam największy problem. Na pewno podzielę się z Wami moimi odczuciami na jej temat w którymś z wpisów Zamaskowanej Środy


Na zdjęciu poniżej możecie zobaczyć jaka ilość próbek została dołączona do zamówienia. Słyszałam, że koreańskie sklepy ich nie szczędzą i bardzo dobrze! Dodatkowo otrzymałam maskę Etude House (post o niej już jest!), mimo tego, że kwota jaką wydałam nie kwalifikowała mnie do takiego gratisu. W paczce znalazłam również bibułki matujące i plastry oczyszczające nos. 


To już wszystko, co chciałam Wam dzisiaj pokazać. Nie ma tego może zbyt wiele, ale z pewnością starczy na kilka miesięcy maseczkowania się :) Możecie to potraktować jako niejaką zapowiedź tego, co będziecie mogli zobaczyć już niebawem w Zamaskowanej Środzie. Jeśli znacie jakieś koreańskie must have'y to koniecznie dajcie mi znać w komentarzach! Już tworzę sobie listę na kolejne zamówienie :)

ZAMASKOWANA ŚRODA | ETUDE HOUSE 0.2 THERAPY AIR MASK SNAIL EXTRACT

ZAMASKOWANA ŚRODA | ETUDE HOUSE 0.2 THERAPY AIR MASK SNAIL EXTRACT

Maskę Etude House dostałam w gratisie do moich pielęgnacyjnych zakupów na Jolse (w następnym poście pokażę Wam, co takiego zamówiłam). Nie potrafiłam się długo oprzeć przed jej przetestowaniem i jeszcze tego samego dnia, kiedy przyszła paczka, nałożyłam ją na twarz. Jak się u mnie sprawdziła? Zapraszam do dalszej części wpisu.


W maskach z serii 0.2 Therapy Air Mask płachta ma jedynie 0.2 mm grubości, przez co idealnie przylega do twarzy. Jej cienkość i lekkość umożliwia też przedostawanie się powietrza, co pozwala naszej skórze oddychać z komfortem. W stu procentach bawełniana płachta jest hypoalergiczna oraz nie podrażnia wrażliwiej skóry. Faktycznie - mając ją na twarzy niemalże jej nie czułam, więc mogę się zgodzić ze sloganem tej serii, że maska jest light and comfortable like the air


Wersja Snail, która zawiera ekstrakt z śluzu ślimaka, ma zapewnić nam gładką i ujędrnioną skórę. Powinna też chronić ją przed czynnikami zewnętrznymi, wzmacniać jej naturalną barierę, a również działać przeciwzmarszczkowo. Dużo obietnic, jak na maskę za dolara, więc czy choć część z nich ma pokrycie w rzeczywistości?


Po użyciu skóra była gładka, zmiękczona i rozświetlona, co da się zauważyć przy większości masek w płachcie. Chciałam jednak szczególnie zwrócić uwagę na gładkość cery - myślę, że jest to głównie zasługa esencji, która w tej wersji maski występuje w postaci emulsji. Jest ona bardziej treściwa i odżywcza niż esencja na bazie wody. Emulsja ma wręcz mleczną konsystencję, która z dużą łatwością wchłaniana jest przez skórę. 


Jestem ciekawa reszty wersji 0.2 Therapy Air Mask, głównie ze względu na typ płachty. Mam wrażenie, że lepiej przepuszcza ona wszelkie składniki odżywcze w głąb skóry, a także umożliwia jej swobodne przepuszczanie powietrza. Producent zaleca używanie tych masek na zasadzie one mask a day. Myślę, że kiedyś skuszę się na ich zakup (powiedzmy siedmiu) i wtedy mogłabym zrobić coś w rodzaju azjatyckiego tygodnia z maskami w płachcie. Bylibyście zainteresowani?


Maska, jak wspominałam, na koreańskich stronach kosztuje niecałego dolara, więc uważam, że warto ją wypróbować. Przynajmniej aby samemu przekonać się, jak przyjemna i delikatna jest struktura płachty oraz dla wyraźnego efektu wygładzonej cery. Na polskich stronach widziałam ją w Azjatyckim Zakątku za 8 zł. 


OPENBOX | CUTEBOX NA DZIEŃ KOBIET "WOMEN'S DAY" MARZEC 2017

OPENBOX | CUTEBOX NA DZIEŃ KOBIET "WOMEN'S DAY" MARZEC 2017



Tematem marcowego pudełeczka CuteBox jest "Women's Day", więc jest jak znalazł, aby sprawić sobie prezent na Dzień Kobiet. Chyba przyznacie mi rację, że trzeba się czasem porozpieszczać :) Tym bardziej, że w tej edycji można znaleźć kosmetyki do pielęgnacji twarzy, ciała, jak i włosów. Jestem coraz bardziej zauroczona ideą boxów kosmetycznych! 


Nowa edycja CuteBox pojawia się co miesiąc i kosztuje 49 zł plus koszt wysyłki. W pudełku znajdziemy od pięciu do siedmiu różnych produktów, w tym oczywiście kosmetyki, książkę do wyboru z trzech kategorii (kryminał, fantastyka, literatura kobieca), coś słodkiego oraz czasem jakiś gadżet. Zdarzają się również dodatkowe próbki i rabaty do sklepów internetowych. Dla tych, którzy zamiast niespodzianki wolą wiedzieć czego należy się spodziewać w pudełku, CuteBox udostępnia podpowiedzi na swoim facebook'owym profilu. To, jak wyglądała poprzednia, walentynkowa edycja możecie zobaczyć w moim wcześniejszym poście <tutaj>


Pudełko przewiązane jest bladoróżową wstążką, a w środku wyłożone jest papierem bibułkowym w tym samym kolorze. Całość wygląda bardzo urzekająco i dziewczęco, aż żal dobierać się do środka :) Co takiego znalazłam więc w edycji Women's Day?


1. IDEA TOSCANA - ODBUDOWUJĄCA ODŻYWKA I SZAMPON NORMALIZUJĄCY
Bardzo się cieszę, że w pudełku pojawiają się produkty marki, o której wcześniej nie miałam bladego pojęcia. Jak dowiedziałam się z ich strony internetowej, kosmetyki są całkowicie naturalne i wytwarzane z Biologicznej Toskańskiej Oliwy z Oliwek Extra Virgin „IPG”.  Szampon i odżywka pozbawione są SLS/SLES, parabenów, silikonu, lzotiazolinonu, sztucznych barwników i zapachów. Pojemność, a mianowicie 50 ml, to nie za dużo, szczególnie w przypadku szamponu, ale na pewno wykorzystam je w podróży.
Cena odżywki do: 16,90 zł. Cena szamponu do: 14,90zł. 

2. IDEA TOSCANA - TRADYCYJNE NATURALNE MYDŁO MARSYLSKIE
Ten zapach! Niesamowicie intensywny, wyczuwalny jeszcze przed otwarciem pudełka. Bardzo przypadł mi do gustu i na myśl przywodzi mi małą, rodzinną, toskańską manufakturę kosmetyczną przechodzącą z pokolenia na pokolenie :) Mydło wytwarzane jest tradycyjną metodą, więc zawartość olejów roślinnych powinna wynosić 72 procent. Certyfikowane przez "Econat".
Cena za 30 gram do: 5,90 zł.


3. CLOCHEE - MASKA DO TWARZY 2 x 6ml
Maseczki to zdecydowanie mój konik, więc ich obecność w pudełkach jest przeze mnie zawsze mile widziana :) Trafiła mi się wersja nawilżająca z glinką czerwoną, więc taka, na jaką po cichutku liczyłam. W wyborze była jeszcze maska oczyszczająca z glinką ghasssoul oraz detoksującą z glinką białą. Kosmetyki Clochee są w pełni naturalne, bez parabenów, SLS, PEG i glutenu. Idealne dla wegan i wegetarian.
Cena do: 17 zł.



4. SILCARE - MGIEŁKA DO CIAŁA UNIQE
W moim pudełku znalazłam wersję terapia lipidowa, która ma być idealna dla osób borykających się z problemami suchej i bardzo suchej skóry. Trafić mogła się również terapia proteinowa lub witaminowa. Olejek do masażu Silcare z poprzedniego pudełeczka jest świetny, ale czy dobrą decyzją było umieszczanie w kolejnej edycji kosmetyku ponownie tej samej marki? Bardziej cieszy różnorodność, prawda? :)
Cena do: 10,99 zł.



5. KSIĄŻKA "MARTWY PUNKT" L. PENNY
Tym razem wybrałam książkę z kategorii kryminał. Tej jestem bardzo ciekawa, więc pewnie skończy się czytaniem cichaczem pod szkolną ławką... :) Muszę szybko nadrabiać zaległości, bo stosik nowych książek ciągle rośnie!


6. GJ - GACA - CHAŁWA LNIANA Z GORZKĄ CZEKOLADĄ
Na facebook'u CuteBox można było zaznaczyć, jaki smak jest naszym ulubionym. W efekcie w pudełku znalazłam wersję kokosową chałwy i nic więcej niestety na razie nie mogę powiedzieć, bo jeszcze jej nie próbowałam. Mój dziadek jest amatorem tej słodkości, więc koniecznie muszę poczekać, podzielić się z nim i czekać na opinie! W gratisie pojawiły się jeszcze dwie sztuki herbatek Blik.
Cena do: 10zł.



Wartość całego pudełka to 110,59 zł, czyli znów ponad dwukrotnie więcej, niż przyszło mi za nie zapłacić. Ta edycja może nie miała takiego klimatu i spójności, jak poprzednia, jednak bardzo satysfakcjonuje mnie różnorodność kosmetyków. Mamy tu właściwie kompletną pielęgnacje na sobotnie domowe spa i na późniejszą chwilę z książką, herbatką i słodkością :)


Zapraszam do obserwacji i komentowania :)

 



ZAMASKOWANA ŚRODA | MIZON ENJOY VITAL-UP WATERY MOISTURE MASK

ZAMASKOWANA ŚRODA | MIZON ENJOY VITAL-UP WATERY MOISTURE MASK


Maska Mizon Enjoy Vital-Up Time Watery Moisture Mask ma być tą idealną dla skóry suchej i odwodnionej. Mimo, że moja cera jest mieszana w kierunku do normalnej, z pewnością nie zaszkodzi jej dawka głębokiego nawilżenia. Płachtę, po umyciu twarzy żelem Avène Cleanance i przetarciu jej wacikiem nasączonym wodą z kewry, nałożyłam na skórę na 20 minut. Resztę esencji, która w przypadku tego produktu jest bardziej gęsta i żelowa, zużyłam na szyję i dekolt. Nie trudno nie wspomnieć o zapachu, który jest przepiękny - na myśl przywodzi mi słodkie mango :) Dla niektórych może być jednak zbyt intensywny, gdyż wyczuwalny jest przez cały czas, kiedy płachta znajduje się na twarzy.

Kolejny raz mam do czynienia z maską nawilżająca, która ma w swoim składzie ekstrakt z zielonej herbaty. W propozycji Mizon nie jest to jednak jedyny składnik, który ma być odpowiedzialny za maksymalne nawilżenie twarzy. Produkt zawiera dodatkowo kwas hialuronowy (super!), alantoinę, beta-glukan oraz trehalozę, czyli hydro-aktywny disacharyd z alg morskich. Na długo utrzymuje on rezerwy wodne w skórze, dzięki czemu efekt po zastosowaniu maski nie jest chwilowy. Jak możecie zauważyć, ta niepozorna saszetka skrywa w sobie same dobra :) Co mogłam zauważyć od razu po użyciu maski? Moja skóra była bardziej pulchna (w dobrym tego słowa znaczeniu, wiecie o co mi chodzi!) i dogłębnie nawilżona. Liczyłam trochę bardziej na ukojenie moich zaczerwienionych miejsc na twarzy ze względu na obecność alantoiny i beta-glukanu, ale różnica w tym aspekcie była ledwie zauważalna. Cera była jednak rozpromieniona i z pewnością sprawiała wrażenie zdrowszej oraz świeższej. Jednym słowem, piękniejszej :) Produkt sprawdzi się jako maseczka bankietowa, więc na pewno będę do niego wracać przed większymi wyjściami lub kiedy zauważę, że mojej skórze twarzy przyda się duża doza nawilżenia.


Maskę możecie zakupić na stronie mizon-polska.pl oraz w większości drogerii internetowych (Minti Shop czy eKobieca). Cena 7,99 zł to bardzo uczciwa propozycja w zamian za jakość składników zawartych w esencji, której, swoją drogą, jest naprawdę sporo. Nigdy jej nie marnujcie i wklepcie w miejsca na Waszym ciele, które wymagają nawilżenia (łokcie, kolana również - mówię poważnie!). Ja na pewno zdecyduję się na wypróbowanie innych maseczek Mizon z serii Enjoy Vital-Up Time. Chcielibyście zobaczyć je w kolejnych Zamaskowanych Środach?

TO MOŻE CIĘ ZAINTERESOWAĆ:

Copyright © 2014 LAOLAMIKU , Blogger