ZAMASKOWANA ŚRODA | MISSHA PURE SOURCE GREEN TEA SHEET MASK

Przyszła pora na moją ulubioną maseczkę w płachcie od Missha - wersję Green Tea. Po tym, co dobrego robi dla mojej skóry twarzy trudno się dziwić, że trafiła do pielęgnacyjnych ulubieńców roku. Zapraszam na krótką recenzję Missha Pure Source Green Tea Sheet Mask.


Przed nałożeniem maski używam żurawinowego peelingu enzymatycznego Apis oraz przecieram twarz wacikiem nasączonym wodą z kewry. Na tak przygotowaną skórę aplikuję maskę i zostawiam na 20 minut. Mając płachtę na twarzy nie odczuwam żadnego szczypania czy pieczenia. Resztę esencji jak zwykle zużywam na szyję i dekolt. 


Dlaczego, akurat wersja z zieloną herbatą jest moją ulubioną? Ze względu na to, że daje mi ona największe uczucie nawilżenia oraz zmiękczenia skóry twarzy. Cera wygląda zdrowiej, jest rozświetlona, a wszelkie podrażnienia są zniwelowane (zawdzięczamy to zawartym w ekstrakcie z zielonej herbaty polifenolom). Tą maskę stosuję zazwyczaj przed jakimś większym wyjściem, a to dlatego, że świetnie przygotowuje skórę pod makijaż. Na tak dobrze nawilżonej i wygładzonej cerze, wygląda on po prostu o wiele lepiej :)


Producent dedykuje tę maskę cerze zmęczonej i matowej ze względu na swoje działanie nawilżające oraz rozjaśniające. Mogę się śmiało pod tym podpisać obiema rękami, gdyż u mnie właściwie każda obietnica jest spełniona. Dodatkowo dzięki ekstraktowi z zielonej herbaty maska ma również opóźniać proces starzenia się skóry, no ale wiadomo, że tego nie jestem w stanie zauważyć - na tym polu mogłabym się dopiero wypowiedzieć przy systematycznym używaniu i po zdecydowanie dłuższym czasie :) W każdym bądź razie, polecam wypróbowanie tej wersji każdemu, kto szuka dobrego nawilżenia lub chce ekspresowo poprawić wygląd swojej cery. 



Dzisiaj przedstawiłam Wam już ostatnią maskę w płachcie z serii Pure Source od Missha, którą przetestowałam - przynajmniej na razie! To oczywiście nie oznacza końca Zamaskowanej Środy. Mogę Wam zdradzić, że idzie do mnie cały set maseczek Tony Moly oraz Carbonated Bubble Clay Mask - tak, tak, to ta puchnąca! Wyczekuję jej niecierpliwie i mam nadzieję, że Wam również towarzyszą podobne emocje związane z jej przyszłą recenzją :)

TO MOŻE CIĘ ZAINTERESOWAĆ:


6 komentarzy:

  1. Opakowanie przyciąga wzrok, można by pomyśleć że to jakieś nasiona a nie maseczka :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Och same opakowania zachęcają do zakupu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wydaje się genialna. Uwielbiam produkty na bazie zielonej herbaty! Wiesz może gdzie ją dostane stacjonarnie? :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Super są takie maseczki :) Ja wczoraj się peelingowałam i maseczkowałam, ale użyłam maski węglowej Bielenda, nie sprawdziła się u mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tej z Bielendy dużo jest teraz szumu w blogosferze, ale jakoś mnie nie ciągnie - może kiedyś przetestuję :)

      Usuń

Copyright © 2014 LAOLAMIKU , Blogger